wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 3

                Otworzyłam drugie pudełeczko. W środku były dwie pary kolczyków (niebieskie i różowe serduszka), bransoletka ze srebra (ze srebrnych serduszek oczywiście) oraz naszyjnik z pięknie zdobionym sercem w srebrne diamenciki (Oczywiście cały naszyjnik ze srebra). Zachwycona prezentami położyłam się na chwilę i rozkoszowałam się smakiem jednej z czekoladek. Postanowiłam na razie schować to wszystko do kufra.
                Zamknęłam kufer i wybrałam się do łazienki. Na szczęście każde dziewczyńskie dormitorium miało łazienkę. Gdy tylko weszłam, natychmiast odkręciłam kurek z gorącą wodą. Gdy wanna się napełniła w ¾ puściłam trochę zimnej wody i dodałam olejku o zapachu lawendy. Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania, i całkiem naga stanęłam przed lustrem. Obejrzałam swoje ramiona. Na barkach miałam kilka małych blizn po nieudanych tatuażach. Całe ramiona od barków po przedramiona miałam zapełnione różnymi tatuażami. Harry i Ron nie zwracają na nie uwagi. Ale tylko oni o nich wiedzą. Nie jestem pewna czy Draco je zauważył. Mam nadzieję, że był tak zajęty gapieniem się na moje piersi, że ich nie zauważył. Wiele z nich symbolizuje to czego mi brak, lub to czego często doświadczam, np. dwa gołębie – wolność i miłość, koniczynka – szczęście, perła – łzy, róża – romans itd. Mam też herb Gryffindoru i Hogwartu. Nie wiem co Draco we mnie widzi. Co z tego, że mam talię osy, duże piersi, piękne oczy i włosy. Co z tego, skoro będąc ze mną będzie miał problemy z Weasleyem i Potterem? Nie rozumiem go.
                Odwracam się, zakręcam kurek i wchodzę do gorącej, lecz nie parzącej wody. To jedna z moich ulubionych form odpoczynku. Rozłożyłam się w wannie, delektując się zapachem świeżej lawendy. Wreszcie mogę sobie pozwolić na taki odpoczynek.
                Po 20 minutach wyszłam z wody. Wysuszyłam się zaklęciem i włożyłam czarne getry. Do tego dobrałam kremową bluzkę z długim rękawem. W końcu nadeszła 18. Założyłam szatę i wyszłam kierując się do Wielkiej Sali z zamiarem zjedzenia kolacji. Po drodze nie widziałam nikogo szczególnego. Weszłam przez wielkie dębowe drzwi. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu – przy końcu stołu, najbliżej wyjścia. Na spokojnie nałożyłam sobie 2 naleśniki  serem i nalałam szklankę dyniowego soku. Zjadłam tę kolację nie nękana przez nikogo. Nawet Luna z tą swoją bardzo-mi-cię-żal miną nie podeszła. Postanowiłam iść do wujka Severusa. Spojrzałam na stół nauczycielski. Oczywiście wujka nie było na kolacji. Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę lochów. Po drodze zaczepił mnie Zabini.
-Hej Mionka, jak leci? – zapytał jak zwykle pogodny.
-Hej. A, nawet dobrze. Nie widziałeś wujka Snape’a? – spytałam.
-Tak, akurat jak wszedłem do wielkiej Sali to go minąłem. Szedł w stronę lochów. – No, chociaż idę w dobrą stronę. Zeszliśmy do korytarza, w którym znajdowały się lochy. Z gabinetu akurat wychodziła nauczycielka zielarstwa, profesor Sprout. Pewnie dostarczała wujkowi jakieś składniki do eliksirów. Nawet nas nie zauważyła.
-A co słychać u ciebie i Dracona? Są jakieś pikantne szczególiki? – Zapytał z diabelskim uśmiechem Blaise. No nie no, jego chyba pogięło!
-Nie. A teraz wybacz, ale muszę odwiedzić wujka. – zakończyłam rozmowę. Otworzyłam drzwi do jego gabinetu i rozejrzałam się po wnętrzu. Za biurkiem siedział wujek. Zamknęłam za sobą drzwi.
-Co cię tu sprowadza Hermiono? – Zapytał wujek. Ubrany był w swoją ulubioną czarną szatę i spodnie tego samego koloru.
-Wiesz wujku, z tą sprawą powinnam była się zgłosić od razu. – postanowiłam nakapować na tych debili.
-Siadaj i mów o co chodzi. Zrobię mięty – odpowiedział. Jak ja lubię, kiedy traktuje mnie normalnie i zachowuje się jak normalny człowiek.
-Więc… Pamiętasz, jak się pokłóciłam z Potterem i Weasleyem w drugiej klasie? – kiwnął głową – I… od tamtego czasu oni… oni się nade mną znęcają. – zrobiłam przerwę – Co rano przeszukują moją torbę, naśmiewają się ze mnie. A wiesz czemu nigdy po lekcjach nie siedzę w bibliotece? – pokręcił głową, zaprzeczając  – bo oni zabierają mnie do swojego dormitorium… I… I robią mi różne rzeczy…  - znów pauza – I dzisiaj… dzisiaj zaatakowali mnie i Dracona w pokoju życzeń. – Odważyłam się spojrzeć wujkowi w oczy. Teraz była w nich mieszanka współczucia i nienawiści do tych dwóch Gryfonów.
-Czy robili ci coś jeszcze? – Zapytał bardzo opanowanym głosem.
-Często mnie bili, zwłaszcza kiedy robiłam coś nie po ich myśli. – powiedziałam czując, jak spada mi kamień z serca. W końcu ktoś mi z tym pomoże.
-Hermiono, powiedz mi tylko jedną rzecz. Czy chcesz, żebym poszedł z tym do profesor McGonnagal i do dyrektora Dumbledora? Tylko oni mogą wymierzyć im sprawiedliwą karę. – pal licho! Niech idzie! Ale ja pójdę z nim. Już dawno powinni dostać za swoje.
-Tak! Ale pod warunkiem, że będę mogła iść z tobą. – postawiłam warunek.
-Dobrze. Tu masz miętę. Wypij ją a ja pochowam to wszystko. Potem pójdziemy razem. – Zgodził się.
                Piłam powoli, ponieważ napój był gorący. Podczas gdy sączyłam miętę, wujek uporządkował swoje biurko. Po paru minutach opróżniłam kubek, i oddałam go Snape’owi, który odłożył go na stolik. Potem zadał mi bardzo dziwne pytanie.
-Czy Potter i Weasley wspominali ci coś, że masz dziś do nich przyjść?
-Tak… A co? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Mam pomysł. Pójdziemy razem do Dyrektora. W drodze powrotnej, żeby udowodnić winę tych dwóch będziesz szła sama przodem, a my z Dumbledorem i profesor McGonnagal pójdziemy za tobą ukryci zaklęciem kameleona. Gdy zauważą, że jesteś sama, na 100% cię zaatakują. A wtedy cię uwolnimy i oni zostaną ukarani. A, i mam ostatnie pytanie; Czy chcesz by Draco z nami poszedł? – Podoba  i się ten pomysł.
-Tak, chcę żeby z nami poszedł. Plan też mi się podoba. Chodźmy. – ruszyliśmy w krótką drogę do gabinetu Dyrektora.
                Po 10 minutach dotarliśmy na miejsce. Wujek zapukał do drzwi. Gdy usłyszeliśmy hasło „Proszę wejść” Weszliśmy do środka.
-Co cię tu sprowadza, Severusie? – zapytał Dyrektor patrząc spod swoich okularów-połówek.
-Przyszedłem w sprawie Pottera i Weasleya. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego. Hermiono, opowiedz wszystko. – poprosił. Usiadłam i opowiedziałam mu całą Historię. Gdy skończyłam, do pomieszczenia weszła profesor McGonnagal.
-Profesorze Dumbledore… Severusie, Hermiono, co wy tu robicie? – zapytała zdziwiona.
-Siadaj Minewro. Mamy kilka kwestii do omówienia w sprawie Pottera i Weasleya. – Opowiedziałam jej wszystko od początku.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 2

To co tam zobaczyłam, przeraziło mnie. Zamiast srebrno-zielonego pokoju… był to pokój tortur. Usta zakrywała mi czyjaś ręka. Poczułam, że mam związane ręce i nogi. Nagle, ręka zniknęła z moich ust a jej miejsce zajęła taśma klejąca. Przed sobą widziałam fotel podobny do takiego, który jest u dentysty. Jedyna różnica była taka, że tam nie było narzędzi do grzebania lub badania zębów.
-Hej, Ron. Posadź ją na fotelu. Przywiąż ją a ja ocucę tego lalusia – Harry? Ron? Co oni chcą mi zrobić??? I gdzie jest Draco? Co się  z nim dzieje?
-Puść mnie! Zasrany Potter… Wiedziałem, że chcecie mi coś zrobić. Ale ją zostawcie w spokoju! – Nareszcie! O kurczę… nawet nie wiem kiedy zostałam przywiązana do fotela. O dziwo miałam na sobie jeszcze ubrania. To mogło znaczyć tylko jedno…
-No więc nasz Pan-czysta-krew-to-ja zakochał się w  Szlamionie Granger? – Nie, on nawet nie umie wymyślać przezwisk. Zawsze to samo. Tylko Szlamiona i Szlamiona, rzygać się chce. To dopiero nazywa się brak mózgu.
-A co Łasico? Jesteś zazdrosny? A może się martwisz? Nie, to nie w twoim stylu. Ty jesteś od wyżywania się na innych. Zwłaszcza na biednych Gryfonkach. – No i tu miał rację. Łasic zrobił się cały czerwony. Uważaj na to co mówisz Draco, pomyślałam. Uważaj na słowa.
-Zaraz pożałujesz swoich słów! Ty paskudny Śmierciożerco! – nagle Ron zbliżył się do mnie. Usiadł mi na kolanach i wyjął nóż z kieszeni. Na początek rozciął mi rękawy od koszuli i jednym szybkim ruchem przejechał nożem w linii od mojego prawego nadgarstka do łokcia po zewnętrznej stronie ręki. Krzyknęłam z bólu.
-PRZESTAŃ! ZOSTAW JĄ! – Zaczął krzyczeć Draco. Niestety, Ron miał go głęboko i szeroko. Teraz poszły spodnie. Lecz o dziwo Ron mi je zdjął zamiast podrzeć. Widocznie nie chce, żeby ktokolwiek oprócz niego miał na mnie jakieś haczyki. Przy okazji buty i skarpetki mnie opuściły. Zostałam w koszuli bez rękawów oraz w majtkach. Ron przyłożył czubek noża do mojego kolana, po czym warknął;
-I co, nadal masz ochotę mnie obrażać? Czy może jednak dasz mi łaskawie dokończyć? – Zamknęłam oczy w obawie przed tym co się stanie. Krew powoli kapała z otwartej rany na moim przedramieniu. Przez chwilę ciszy, która zapanowała można było usłyszeć cichutkie ‘kap kap’.
-Dobra, mów. Przestanę. – Jest OK. Draco porozmawia z Weasleyem. Wszystko będzie dobrze, Kałuża krwi koło fotela wcale się nie powiększa…
- Dlaczego ją kochasz? Ty, arystokrata czystej krwi i pierwsza lepsza szlama? Coś tu nie pasuje.- Zadrwił z niego Rudzielec.
-Po pierwsze, Hermiona nie jest pierwszą lepszą szlamą, tylko najlepszą, najpilniejszą i najzdolniejszą uczennicą Hogwartu. Po drugie, ma super osobowość, jest piękna, nie ma nałogów… – tu się myli… -  Mam dalej wyliczać czy twój mózg zdążył zrozumieć o co chodzi? – Nóż wbił się ciut głębiej.
-Jeszcze jedna taka odzywka i pożałujesz. – Zagroził Weasley.
-A teraz mi powiedz… Czemu nie dotrzymałeś naszej umowy? – Co? Jakiej umowy? O co mu chodzi?
-No właśnie! Kiedy zamierzałeś w końcu dać jej ten eliksir? Bo dajesz jej go od 2 klasy…
-I dlaczego jej nie pobiłeś? – wtrącił domniemany „Wybraniec”
-Bo się zakochałem… - nie dokończył, bo Ron już ze mnie wstał i ogarnął krytycznym wzrokiem.
-Nie wiem, jak możesz kochać tę szlamę… Przecież to tylko pospolita, tania dziwka. – Wyraził swą opinię Łasic. Podszedł do mnie i zaczął zdejmować spodnie…
Nagle w jednym momencie, gdy zamknęłam oczy, stało się kilka rzeczy na raz; Ktoś upadł, nóż zniknął, więzy zniknęły i usłyszałam szept koło ucha.
-Chodźmy Herm, zanim ten… brak mi na niego słów. Po prostu chodźmy. – Ktoś otulił mnie kocem. Złapałam się tego ktosia i ostatnie co pamiętam, to woń świeżej krwi wypełniająca moje nozdrza…
            Przebudziłam się w którymś momencie i zauważyłam, że moim zbawicielem jest Draco. Ufałam mu. Nawet pomimo tego, że miał układy z tymi palantami. Miałam nadzieję, że zabierze mnie w bezpieczne miejsce. I zrobił to. Usłyszałam jak wypowiada hasło do pokoju wspólnego Slychterinu. W drodze do schodów prowadzących do chłopięcych dormitoriów ktoś musiał go zaczepić, bo usłyszałam jak warknął „Nie mam czasu na gadanie. Wytłumaczę ci później”. Pewnie Zabini. W każdym bądź razie gdy postawił stopę na pierwszym schodku, znowu straciłam świadomość.
            Obudziłam się po pewnym czasie, sama nie wiem jak długim. Przed oczami miałam piękny, srebrny baldachim. Można powiedzieć, że wszystko oprócz mebli i zasłon w tym pokoju jest satynowe. Meble były białe, a zasłona i wcześniej wspomniany baldachim; srebrne. Wyróżniłam również dwie pary białych drzwi, zapewne prowadzących do łazienki i garderoby. No, widać, że chłopak ma układy z dyrekcją. Spojrzałam na siebie, i stwierdziłam, że mam na sobie tylko dolną część bielizny. Na fotelu stojącym niedaleko łóżka zauważyłam przesiąknięte krwią górne części mojej garderoby. Spodnie przepadły z kretesem. Cholera! Rany! Spojrzałam na prawe przedramię, lecz nie zauważyłam tam żadnego śladu po nożu. Nie było nawet blizny. To samo z nogą. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Draco widział mnie nagą…
Leżałam na kołdrze, więc byłam w pełni odsłonięta. Dopiero po chwili zauważyłam, że po mojej prawej na łóżku siedzi Draco i wpatruje się we mnie (A raczej w moje piersi). Zauważywszy to, Blondyn zarumienił się i zaczął mamrotać przeprosiny
-Przepraszam… Po prostu… E… Ten… No… Podziwiałem twoją budowę ciała – wyszczerzył się na zakończenie.
-Hahaha. Nic nie szkodzi. Ale mam jeden warunek. – Zaśmiałam się.
-Jaki? – zapytał trochę zmieszany Draco.
- Chcę również podziwiać twoją budowę ciała. – powiedziałam uwodzicielskim szeptem.
Po chwili pół-siedziałam a pół-leżałam na nim. Trwaliśmy złączeni w namiętnym pocałunku. Po chwili jego usta zaczęły błądzić po mojej szyi i w k0ńcu po piersiach, gdy nagle oprzytomniałam. Jednym zwinnym ruchem wyślizgnęłam się z jego uścisku, chwyciłam różdżkę i jednym ruchem się ubrałam.
-Przepraszam, Draco. Niestety muszę już iść, zapomniałam, że jutro mam test z transmutacji! Naprawdę, przepraszam… - zaczęłam się tłumaczyć.
-Nie ma sprawy Mionko… Ale obiecaj mi jedno. Pójdziesz ze mną w tę sobotę do Hogsmeade? – nie powinnam mu nic obiecywać…
- Obiecuję. Ale teraz naprawdę muszę już iść. – Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. Czy naprawdę nic nie zauważył? Czy może po prostu nic nie mówi, żeby nie sprawić mi przykrości?
Odprowadził mnie do korytarza, za którego zakrętem znajdowało się wejście do pokoju wspólnego Gryfonów. Tam oparł mnie o ścianę i namiętnie pocałował.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Jest w twoim dormitorium. W końcu niedawno były walentynki. – szepnął. Zamknęłam oczy rozkoszując się jego zapachem. Gdy otworzyłam oczy, już go nie było. Pewnie już był w drodze do swojego dormitorium.
            Gdy dotarł do mnie sens jego słów, ruszyłam w stronę dormitorium. W pokoju wspólnym spotkałam Nevillea ale on rozmawiał z Ginny, młodszą siostrą Rudzielca. Wyminęłam ich i wbiegłam po schodach do dormitorium.
Na moje szczęście byłam w nim sama. Spokojnie podeszłam do swojego łózka i spojrzałam na dwa małe pakunki leżące nim. Jeden to był ładny pakuneczek w kształcie serca. Ostrożnie rozwinęłam papier i ujrzałam pudełeczko moich ulubionych czekoladek w wydaniu Walentynkowym. Oooh… Jak on mnie dobrze zna! Obok, leżało prostokątne pudełeczko z odręcznie napisaną karteczką

Dla mojej słodkiej, pięknej Mionki,
Równie słodki i piękny prezent.

~Draco

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 1 (Dokończenie)

    Dziś moją pierwszą lekcją są eliksiry. Nawet je lubię. Czasem się zgłaszam i zdobywam punkty dla domu. Wszystkie eliksiry jakie wykonam, udają mi się. Mam książkę należącą niegdyś to księcia półkrwi, to dlatego. Znam z niej również parę nowych zaklęć. Nikt oprócz mnie o niej nie wie. Wszyscy uważają, że to tylko zwykła książka i pytają "Po co ci ten stary rupieć?" zawsze odpowiadam "Ma dla mnie ważność sentymentalną" i kończę ten temat. Snape jest ze mnie bardzo dumny.W końcu, to mój wujek. Jest bratem mojego taty. Tata jest charłakiem, ale gdy przeczytał list, który wysłali z Hogwartu to strasznie się ucieszył.
    Jest 7:30. Spakowałam książki i ruszyłam na śniadanie. W Wielkiej Sali jak zawsze panował gwar. Niezauważona usiadłam przy krawędzi stołu. Zrobiłam sobie 2 tosty z marmoladą i nalałam szklankę soku dyniowego. Po zjedzeniu przeze mnie 1 tosta podeszła do mnie moja przyjaciółka, Luna.

-Witaj, Gryfonko- przywitała się. Przesunęłam się żeby zrobić jej miejsce przy stole.
-Witaj, Krukonko- odpowiedziałam. Dziewczyna przysiadła obok mnie i spojrzała na mnie opiekuńczym wzrokiem.
-Przeszukiwali ci torbę?- zapytała zmartwiona.
-Tak. Ale to samo co zwykle, nic ciekawego nie znaleźli.- ugryzłam kawałek tosta. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.- Zgadnij kto, maleńka – usłyszałam głęboki, melodyjny głos.
- Witaj, Draco – odpowiedziałam mu ze śmiechem.
- Skąd wiedziałaś? – Powiedział z udawanym oburzeniem .
- Bo tylko ty tak robisz.  – po wysłuchaniu tego argumentu złapał mnie w talii i przytulił. Wtuliłam się w jego tors i w końcu przez moment poczułam się bezpiecznie.
- Może… - odpowiedział – w każdym bądź razie teraz powinniśmy wyruszyć na eliksiry – dokończył. Jego słowa mnie zdziwiły. Jest 7:40 a lekcje zaczynają się dopiero o 8:20. W każdym bądź razie pozwoliła mu poprowadzić się do pokoju życzeń.
- Co my tu robimy? – spytałam.
- Zaraz zobaczysz. – myślałam, że nikt oprócz mnie nie wie nic o tym pokoju. No, ale najwidoczniej się pomyliłam. To co zobaczyłam w środku zaparło mi dech w piersiach. Po prawo było wielkie zielone łoże z baldachimem. Ściany oraz  podłoga były srebrne, a sufit ciemnozielony. Po lewo znajdowały się drzwi (zapewne do łazienki) obok których stała szafa. Obok łóżka stał mały stoliczek. Resztę ścian pokrywały regały. Na środku podłogi leżał piękny satynowy dywan. Draco wprowadził mnie do środka. Po chwili drzwi zniknęły.
- Chodź Granger. Chcę z tobą pogadać. – siedział na brzegu tego wspaniałego łoża. Zdjęłam buty i usiadłam po turecku obok niego.
- O czym chcesz pogadać? – spytałam rozkoszując się miękkością materaca. Zanim usłyszałam odpowiedź Malfoy otworzył i zamknął usta kilka razy wyglądając jak ryba.
-Miona, nie wiem jak ci to powiedzieć… lubię cię… i… - jąkał się.
- No dalej, powiedz. – ponagliłam go.
- I bardzo cię kocham. Za każdym razem gdy na ciebie patrzę zapiera mi dech. Twoje spojrzenie jest takie pełne ciepła, jesteś piękna, cudowna… Wzdycham do ciebie dniem i nocą. Myślę o tobie bez przerwy. Śnisz mi się. A gdy jesteśmy sami mam ochotę cię przytulać, namiętnie całować… Nie oszukujmy się… Ja cię pożądam. Mam chęć zerwać z nas teraz ubrania i powalić na to łóżko. Ale wiesz czemu tego nie zrobię? – zakończył dziwnym pytaniem. A najbardziej tą niemoralną prośbą…
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Poczułam jego bliskość więc powoli odwróciłam głowę. Nasze wargi złączyły się w namiętnym pocałunku. To jest cudowne uczucie. Ciągle się całując zaczęłam rozpinać mu koszulkę. Po chwili czułam pod palcami jego wyrzeźbione mięśnie. On również zdjął ze mnie koszulkę. Nagle uderzyła mnie myśl. Oderwałam się od niego.
- Czekaj… Patrz! Już 8:00 zaraz zaczną się eliksiry! – przypomniałam. Draco rzucił wrogie spojrzenie zegarowi po czym pomógł mi przy zakładaniu koszulki i założył swoją. Wzięliśmy torby, założyliśmy szaty i zeszliśmy do lochów. Przed skrętem do korytarza w którym znajdowała się sala od eliksirów, przyparł mnie do ściany i namiętnie pocałował. Po chwili przyjemności usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Czułam jego szybki oddech.
- Dziś po lekcjach i w tym samym miejscu – zrozumiałam przekaz. Pokiwałam głową szybko pobiegliśmy pod salę Snape’a. Byli tam już Ślizgoni i Gryfoni. Podszedł do nas Zabini.
- Gdzie wy byliście? Prawie się spóźniliście! Już myślałem, że spotkaliście Pottera i Weasleya. – Zaśmiał się. Blaise Zabini to zabawny, czarnoskóry chłopak. Ma czarne, trochę kręcone włosy. Jest moim przyjacielem, a dla Dracona jest jak brat.
- Byliśmy na małym spacerze, żeby pogadać. – uratował nas blondyn.
- Aha, rozumiem. – odpowiedział z uśmiechem Zabini. Draco objął mnie w talii. Nagle zza pleców usłyszeliśmy głosy.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Malfoy i Szlamiona> - Potter! Ten łajdak! On potrafi zepsuć wszystko.
- Witaj Potter. Blizna cię nie boli? A może Voldemort jest wśród nas? – zakpił z niego Malfoy.
- Odwal się od niego. Malfoy – powiedział Weasley czerwieniąc się.
- O Weasley, co ty tu robisz? Nie powinieneś szukać jakiejś dziwki do przelecenia? – Odparował Zabini.
- Spadaj murzynie. A ty szlamo, po czyjej jesteś…  - nagle przerwał. Za nim stał Snape.
- Co powiedziałeś, Weasley? Minus 20 punktów dla Gryffindoru i minus 5 dla Slytcherinu. A teraz marsz, do Sali na lekcję! – Uff! Snape uratował mi życie. Gdybym stanęła po stronie Ślizgonów na pewno później dostałabym za swoje… A gdybym stanęła po stronie Pottera, straciłabym Dracona…
Po 2 godzinach eliksirów nadszedł czas na 2 transmutacje. To była lekcja, którą Gryfoni mieli bez innych domów. Siedziałam na niej z Nevillem. Na tej lekcji mieliśmy pracować w 4-osobowych grupach. McGonnagal dobierała nam grupy. Oczywiście musiałam trafić do grupy z Harrym i Ronem. Każda czwórka dostała kota i każdy z grupy po kolei miał transmutować mu jedną z części ciała, na część ciała innego zwierzęcia. Ja zaczęłam. Przetransmutowałam jego ogon w rybią płetwę. Gdy Neville zaczął transmutować, Ron rozpoczął rozmowę.
- Ej, Szlamiona. Dlaczego ten laluś cię przytulał? – zapyta z nutką zazdrości w głosie Ron. 
- A co cię to obchodzi? Czyżbyś był zazdrosny? – odparowałam.
- Nie! On jest skończonym dupkiem! Nie możesz z nim być! – prawie krzyczał.
-Czyli się o mnie martwisz? Oooo… Jakież to… Okropne – dopiekłam mu. Neville’owi w końcu udało się zmienić przednie łapy kota w szpony jastrzębia.
-Nie! – krzyknął zdenerwowany Ron. Przyszłą kolej Harry’ego, który przysłuchiwał się tej rozmowie z drwiącym uśmieszkiem.
-To o co ci chodzi!? Nie rozumiem dlaczego się denerwujesz. – odpowiedziałam specjalnie przesłodzonym, ironicznym głosem. Harry dorobił kotu dziób Hipogryfa.
- Jemu chyba chodzi i o to pierwsze i o to drugie z pośród wymienionych powyżej – Harry nie mógł powstrzymać śmiechu. Ron zrobił się cały czerwony na twarzy, wliczając uszy. Prawie pękłam ze śmiechu! W dodatku zmienił umaszczenie kota na cętki.
Czasami gdy widzę jak Harry w mojej obecności dokucza Ronowi, czuję się jak za dawnych czasów. A gdy widzę tak zaczerwienionego Rona, to chce mi się śmiać.
-Harry, nie pomagasz! Czyżbyś był po stronie tej Szlamy???- prawie krzyknął Rudzielec. Chociaż… Czasem mi się zdaje, że Harry jednak jest po mojej stronie…
-Spokojnie stary, nie rozumiem o co ci chodzi! Ja się tylko śmieję! – odpowiedział z wyrzutem Harry. W geście obrażenia skrzyżował ramiona.
-Dobra, niech ci będzie. A ty Szlamiono, za nieposłuszeństwo i pyskowanie stawisz się u nas w dormitorium po lekcjach, a potem po kolacji. – rzucił Weasley.
Co za idiota! Niech spieprza! Po lekcjach idę się spotkać z Draco… Tylko, że potem mi się jeszcze bardziej dostanie… Pieprzyć konsekwencje, idę z Draco. Nie obchodzi mnie co oni mają do powiedzenia. 
No, na reszcie. Koniec transmutacji. Teraz mamy przerwę na lunch. Zeszłam do wielkiej Sali. Panował tam zwyczajowy gwar. Usiadłam obok Neville’a. Od razu zasypał mnie pytaniami.
- Hej, Herm. O co chodziło Ronowi z tym „Nieposłuszeństwem”? I dlaczego on kazał ci przyjść dziś 2 razy do jego dormitorium? Kto jest tym lalusiem?? – według mnie Neville czasami przesadza z pytaniami. I z gadaniem. Tak samo, jak ja z wewnętrznym monologiem… 
- Po pierwsze; Nie chcę być niemiła ale to nie twoja sprawa, po drugie; bo musimy sobie parę spraw wytłumaczyć, a po trzecie; to nie laluś tylko Draco. – Odpowiedziałam na wszystkie pytania. 
-Acha. OK. – Nałożyłam sobie trochę buraków, ziemniaków i pulpetów. Longbottom nie zadawał mi już więcej pytań.
Gdy zjadłam, udałam się na ostatnią lekcję, czyli zaklęcia. Mieliśmy je z Ślizgonami. To oznaczało jedno; konfrontację Rona z Draconem. Chociaż… On nie lubi zaklęć, więc pewnie zrobi sobie wagary. W takim układzie… Draco jest cały mój!
Lekcja minęła bardzo dobrze. Mieliśmy ćwiczyć zaklęcie kameleona i wychodziło ono tylko mi i Draconowi. Oboje dostaliśmy po 15 punktów dla naszych domów. Po udanej lekcji ruszyłam os razu na siódme piętro. Nigdzie nie widziałam Dracona…
-Hej Skarbie, gotowa na zabawę?- usłyszałam głos i ktoś złapał mnie w talii. Zamknęłam oczy. Poczułam, że ktoś wnosi mnie do środka. Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, zauważyłam, że nie jestem już obejmowana. Otworzyłam oczy, i to co tam zobaczyłam, przeraziło mnie…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, za takie opóźnienie w dodawaniu posta, ale nie miałam możliwości skorzystania z komputera, ale jestem całe 5 rozdziałów z pisaniem do przodu. Proszę o komentarze, do motywacji weny.

~R.N.E.


piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 1 i 1/2

    Czy wiesz, co to znaczy ból, cierpienie, samotność... Nie? Więc, opowiem ci...

    Azyl. Dom. Nie wiem jak jeszcze inaczej mogłabym określić to miejsce. Wstałam dziś o 5:30, jak zawsze. Chwyciłam torbę i upewniłam się, że wszystkie moje współlokatorki śpią. Wymknęłam się do pokoju wspólnego a stamtąd wyszłam na korytarz. Gdy byłam już na 7 piętrze, 3 razy przeszłam koło pustej ściany skupiając się na tylko jednym słowie; "Dom". Jak otworzyłam oczy, zauważyłam drzwi. Po wejściu do środka, Drzwi zniknęły tak szybko, jak tylko się pojawiły.
    Wnętrze było to samo, niezmienne. Ściany miały kolor ciemno-bordowy a sufit był w odcieniu ciemno-złotym. Przy lewej ścianie był wbudowany kominek, w którym wesoło tańczyły małe płomyczki. Naprzeciwko stała sofa obita ciemno-czerwonym aksamitnym materiałem, a po obu jej stronach stały dwa fotele obite aksamitnym złotym materiałem. Ściana znajdująca się naprzeciwko mnie była w pół zajęta regałem z książkami. Drugą część ściany stanowiła szafa, w której co dzień pojawiał się nowy komplet szat i ubrań na dany dzień. Przy prawej ścianie była toaletka, na której stały kosmetyki i perfumy. Obok było biurko do odrabiania prac domowych. W tej samej ścianie było przejście do kolejnych 2 małych pokoi. Jedno to była skromna, lecz urocza łazienka a drugie to mała kuchnio-jadalnia. Jednym słowem? Wymarzone miejsce. Jak zwykle otworzyłam drzwiczki szafy i ubrałam się w to, co zaoferowała mi szafa. Potem usiadłam przy toaletce, zaczęłam się malować i zastanawiać.
    Jestem bardzo ciekawa jak okropny będzie ten dzień. Najpierw przeszukanie torby w pokoju wspólnym, wyśmiewanie się na śniadaniu, upokarzanie na przerwach, obrażanie na lekcjach, spotkanie z Harrym i Ronem, powrót i nareszcie złagodzenie codziennego bólu...
    Na zegarku pokazała się 6:00, więc postanowiłam wrócić do pokoju wspólnego. Podałam Grubej Damie hasło, i nie oglądając się usiadłam w miękkim fotelu przy kominku.Wyjęłam jedną książkę z torby i zaczęłam ją czytać.
- Patrzcie kto tu siedzi! Toż to przecież Panna Szlamiona Granger!- w pokoju wybuchły śmiechy.
-No, to pora na rutynowy przegląd torby.- powiedział Potter. Tak, Ten sam Potter, który ma bliznę na czole. Ten sam Potter, którego nazywają "Wybrańcem". Nawet nie zareagowałam, gdy moja torba wywróciła się nagle do góry nogami. Nie było tam nic ciekawego. Tylko książki, atrament, pióro i pergamin. Gdy Harry i Ron zdali sobie z tego sprawę, wrzucili wszystko do torby.
-Tym razem ci się upiekło, Granger. Nie spóźnij się.- Warknął Weasley i razem z Potterem wyszedł z pokoju wspólnego Gryffindoru.
    Ron i Harry byli w tym samym wieku co ja. Weasley jest troszkę wyższy ode mnie, ale Potter jest tego samego wzrostu co ja. Kiedyś się przyjaźniliśmy, ale teraz to moi wrogowie. To dlatego, że przyjaźnię się z Pomyluną, i koleguję z Malfoyem. Odkąd przestaliśmy się przyjaźnić, stali się tyranami. Znęcają się nad młodszymi, wyśmiewają się z Nevillea. Ale najgorsze jest to, co robią ze mną...

Kolejną część rozdziału wstawię jak tylko będę miała czas. Najprędzej w przyszłym tygodniu. Proszę o zostawianie komentarzy.

 R.N.E.

środa, 21 stycznia 2015

Prolog

    Wstałam dziś wcześnie, lecz n ie wcześniej niż zwykle. Po cichutku na palcach wzięłam ubrania i uciekłam do pokoju życzeń. W moim dormitorium było za dużo osób, a w łazience mógł mnie ktoś znaleźć.
     Była 5:30 więc miałam półtorej godziny dla siebie. To było jedyne miejsce wolne od zła i jeszcze gorszej niesprawiedliwości jakiej co dzień doświadczałam. Jedyny czas, który mogłam poświęcić na wylanie swojego bólu i zebranie się w garść. Od niedawna staram się zmienić swoje nawyki, i dosłownie wylewać z siebie ból tylko w wyjątkowych sytuacjach.
    Jednak tego dnia miało się stać coś strasznego, czego nie spodziewałabym się nawet po największym wrogu i co dałoby mi możliwość powrócenia do starego nawyku...